
„Małe życie”
Yanagihary jest pozycją, którą trzeba przeczytać, obojętnie czy
interesuje się obrazami LGBT w literaturze, czy nie. Jest to
opowieść, zgodnie z tytułem, o życiu. O małym życiu, życiu
czterech przyjaciół, którzy kończąc studia, wkraczają w
dorosłość. A my później, jako czytelnicy, w tej dorosłości im
towarzyszymy przez jakieś czterdzieści lat.
Autorka głównie
koncentruje się na Judzie, prawniku, który w dzieciństwie naprawdę
wiele przeszedł. Demony przeszłości towarzyszą mu nawet, gdy jest
już dorosły. Jude ma przyjaciela, Willema. Jak dla mnie Willem to
najlepiej skonstruowana postać w tej książce, a miłość, jaka
już od pierwszych stron powieści łączy tę dwójkę, jest czymś
niewyobrażalnym. Dawno tak nie zaciekawiła mnie, ani nie
pochłonęła, żadna relacja. Ta z pewnością jest wyjątkowa i
mimo wszystkich okropności, jakie Jude przeszedł za dzieciaka,
wydaje się czysta, właściwa.
„Małe życie”
pochłonęło mnie całkowicie. Wciąż nie mogę przestać myśleć
o tej pozycji, wzbudzała we mnie tyle emocji, że teraz, gdy
skończyłam czytać, czuję nieprzyjemną pustkę. Bardzo łatwo
jest zżyć się z bohaterami, przedstawieni są w ciekawym świetle.
Każdy ma wady i zalety, obawy i marzenia, każdy do czegoś dąży,
korzystając przy tym z innych metod osiągnięcia celu. Bardzo łatwo
jest pokochać te postacie, współczuć im, przeżywać każde ich
niepowodzenie i czuć nienawiść do tych, którzy w jakiś sposób
im zagrażają.
Na okładce „Małego
życia”, widnieje dumny napis, że to najgłośniejsza
amerykańska powieść roku. Zgodzę się absolutnie i tym
bardziej mnie cieszy, że jest to nie tyle obyczajówka, co po prostu
gejowska epopeja. A ja tę gejowską epopeję znalazłam na półce w
empiku w top dziesięć, dobrze się dzieje. :)
Oczywiście, ta pozycja
nie jest bez wad. Bardzo uderzyło mnie zbytnie dramatyzowanie,
jeżeli chodzi o Juda i rzucanie mu niemożliwych kłód pod nogi.
Czasem aż się zatrzymywałam i zastanawiałam, czy autorka nie jest
jakąś ukrytą masochistką, bo to wszystko, co przeżył Jude,
wydaje się przesadzone. W szczególności, że mowa tu o Ameryce.
Podejrzewam, że Jude urodził się jakoś w latach '80, a więc nie
jest to odległa przeszłość, wciąż żyjemy w cywilizowanym
świecie, w którym ktoś na małego Juda z pewnością zwróciłby
uwagę. Nie każdy człowiek to tyran, a tak właśnie przedstawiła
to autorka. Yanagihara (moim zdaniem) o wiele za daleko puściła
wodze swojej fantazji, przedramatyzowując ten wątek. Ale pomimo
tego i tak pokochałam „Małe życie” i uważam je za jedną z
najlepszych pozycji LGBT nie tylko roku, ale także historii.
Są wakacje, wielu z Was
ma na pewno masę wolnego czasu. Poświęćcie go „Małemu życiu”,
a z pewnością nie pożałujecie straconego czasu. I pewnie, tak jak
ja, jeszcze poczujecie niedosyt. :) Jak na razie odkładam tę
ogromną cegłę na półkę, ale już wiem, że do niej wrócę. Bo
jest to książka, której nie czyta się tylko raz.
Zaintrygowałaś mnie tym wpisem. Niedługo wyjeżdżam, więc zapewne kupię tę pozycję i spędzę nad nią paręnaście dobrych godzin. Najpierw jednak sprawdzę ostatni rozdział - niestety jestem z tych osób, którym czytanie nie sprawia przyjemności, gdy nie wiedzą, jak zakończy się historia :)
OdpowiedzUsuńDzięki za polecenie!:)
Rzan.
Nie rób tego, naprawdę. W przypadku tej powieści bardzo ważne jest powolne odkrywanie postaci i przebieganie wraz z nimi przez losy. Końcówka może odrzucić, jak dla mnie mogłoby jej nie być. ;)
UsuńKupiłam "Małe życie" jakoś tydzień temu, całkowicie przypadkiem i wciąż czeka, aż się za nie zabiorę, ale całe wakacje, więc wreszcie się doczeka (muszę najpierw przebrnąć przez stos książek, które czekają dłużej) :)
OdpowiedzUsuńSama nie wiem co myśleć o tej książce, z jednej strony strasznie mnie do niej ciągnie, z drugiej boję się, że się zawiodę... a oczekuję dużo. Ale skoro tak dobrze piszesz o tej pozycji, zwłaszcza w pierwszym akapicie, to moje obawy są już mniejsze.
W każdym razie, "Małe życie" musi pokonać bardzo wysoko postawioną poprzeczkę i choć w połowie zadowolić mnie tak jak "Achilles. W pułapce przeznaczenia" (którą naprawdę polecam, jeśli chodzi o literaturę LGBT). Oby była choć w połowie tak dobra, wtedy wrócę do niej nie raz :D
Podziel się później, czy książka spełniła wymagania. Ja podchodząc do czytania jej, myślałam, że trochę mnie zanudzi i ledwo co dotrę do końca (a osiemset stron połknęłam w trzy dni, wyłączając z tego przymusową przerwę, jaką sobie zrobiłam od książki). I dzięki za polecenie mi nowej pozycji, właśnie sfinalizowałam jej zamówienie. Już się nie mogę doczekać, aż ją dorwę. :)
UsuńWłaśnie też się tego boję, ale skoro mówisz, że nic takiego nie miało miejsca, to mnie uspokajasz :D
UsuńNie ma za co, mam nadzieję, że przypadnie do gustu i zakochasz się w niej tak jak ja. Miłego czytania! :D
Dziękuję i wzajemnie. :D
Usuń