Kolczatka ma swoich zwolenników i przeciwników. Jedni powiedzą, że to
narzędzie tortur, drudzy wręcz przeciwnie – konieczność każdego wyjścia z psem.
Niektórzy jednak mają podzielone zdanie i do nich zaliczam się ja.
Zacznijmy jednak od początku, czyli od przyczyny, dla której większość
decyduje się na kolczatkę – ciągnięcie psa na spacerze. Uważam że pozwolenie
zwierzęciu na coś takiego jest najgorszą rzeczą jaką można zrobić. Nie chodzi
tu o dyskomfort osoby prowadzącej czworonoga, bo to logiczne, ale o szkody
fizyczne, jakie wyrządzamy psu, gdy ten szarpie za smycz. Jeżeli pies jest na
wąskiej obroży, deformuje mu się odcinek szyjny kręgosłupa, jeżeli zaś ma na
sobie szelki – istnieje w przyszłości ryzyko wypadania dysku i późniejsze
problemy z chodzeniem. No i oczywiście w wypadku tego drugiego, mamy gorszą
kontrolę nad psem, a ten w stanie pobudzenia emocjonalnego (w szczególności gdy
zwierzę jest sporych gabarytów) może wyrządzić krzywdę nie tylko sobie, ale i
właścicielowi, który go nie utrzyma na smyczy.