czwartek, 14 lipca 2016

Książki LGBTQ: Małe życie

Znacie to uczucie, kiedy odkładacie książkę na półkę na kilka dni, bo czujecie, że nieubłaganie zbliżacie się do jej końca? I wcale nie chcecie jej kończyć, bo jest zbyt dobra. Dokładnie to samo spotkało mnie przy czytaniu „Małego życia” i choć powieść liczy ponad osiemset stron, wciąż czuję niedosyt. Mogłabym dostać jeszcze kolejne osiemset, nawet kosztem zubożenia fabularnego i przynudzania.

„Małe życie” Yanagihary jest pozycją, którą trzeba przeczytać, obojętnie czy interesuje się obrazami LGBT w literaturze, czy nie. Jest to opowieść, zgodnie z tytułem, o życiu. O małym życiu, życiu czterech przyjaciół, którzy kończąc studia, wkraczają w dorosłość. A my później, jako czytelnicy, w tej dorosłości im towarzyszymy przez jakieś czterdzieści lat.

Autorka głównie koncentruje się na Judzie, prawniku, który w dzieciństwie naprawdę wiele przeszedł. Demony przeszłości towarzyszą mu nawet, gdy jest już dorosły. Jude ma przyjaciela, Willema. Jak dla mnie Willem to najlepiej skonstruowana postać w tej książce, a miłość, jaka już od pierwszych stron powieści łączy tę dwójkę, jest czymś niewyobrażalnym. Dawno tak nie zaciekawiła mnie, ani nie pochłonęła, żadna relacja. Ta z pewnością jest wyjątkowa i mimo wszystkich okropności, jakie Jude przeszedł za dzieciaka, wydaje się czysta, właściwa.

„Małe życie” pochłonęło mnie całkowicie. Wciąż nie mogę przestać myśleć o tej pozycji, wzbudzała we mnie tyle emocji, że teraz, gdy skończyłam czytać, czuję nieprzyjemną pustkę. Bardzo łatwo jest zżyć się z bohaterami, przedstawieni są w ciekawym świetle. Każdy ma wady i zalety, obawy i marzenia, każdy do czegoś dąży, korzystając przy tym z innych metod osiągnięcia celu. Bardzo łatwo jest pokochać te postacie, współczuć im, przeżywać każde ich niepowodzenie i czuć nienawiść do tych, którzy w jakiś sposób im zagrażają.

Na okładce „Małego życia”, widnieje dumny napis, że to najgłośniejsza amerykańska powieść roku. Zgodzę się absolutnie i tym bardziej mnie cieszy, że jest to nie tyle obyczajówka, co po prostu gejowska epopeja. A ja tę gejowską epopeję znalazłam na półce w empiku w top dziesięć, dobrze się dzieje. :)

Oczywiście, ta pozycja nie jest bez wad. Bardzo uderzyło mnie zbytnie dramatyzowanie, jeżeli chodzi o Juda i rzucanie mu niemożliwych kłód pod nogi. Czasem aż się zatrzymywałam i zastanawiałam, czy autorka nie jest jakąś ukrytą masochistką, bo to wszystko, co przeżył Jude, wydaje się przesadzone. W szczególności, że mowa tu o Ameryce. Podejrzewam, że Jude urodził się jakoś w latach '80, a więc nie jest to odległa przeszłość, wciąż żyjemy w cywilizowanym świecie, w którym ktoś na małego Juda z pewnością zwróciłby uwagę. Nie każdy człowiek to tyran, a tak właśnie przedstawiła to autorka. Yanagihara (moim zdaniem) o wiele za daleko puściła wodze swojej fantazji, przedramatyzowując ten wątek. Ale pomimo tego i tak pokochałam „Małe życie” i uważam je za jedną z najlepszych pozycji LGBT nie tylko roku, ale także historii.

Są wakacje, wielu z Was ma na pewno masę wolnego czasu. Poświęćcie go „Małemu życiu”, a z pewnością nie pożałujecie straconego czasu. I pewnie, tak jak ja, jeszcze poczujecie niedosyt. :) Jak na razie odkładam tę ogromną cegłę na półkę, ale już wiem, że do niej wrócę. Bo jest to książka, której nie czyta się tylko raz.

6 komentarzy:

  1. Zaintrygowałaś mnie tym wpisem. Niedługo wyjeżdżam, więc zapewne kupię tę pozycję i spędzę nad nią paręnaście dobrych godzin. Najpierw jednak sprawdzę ostatni rozdział - niestety jestem z tych osób, którym czytanie nie sprawia przyjemności, gdy nie wiedzą, jak zakończy się historia :)

    Dzięki za polecenie!:)
    Rzan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rób tego, naprawdę. W przypadku tej powieści bardzo ważne jest powolne odkrywanie postaci i przebieganie wraz z nimi przez losy. Końcówka może odrzucić, jak dla mnie mogłoby jej nie być. ;)

      Usuń
  2. Kupiłam "Małe życie" jakoś tydzień temu, całkowicie przypadkiem i wciąż czeka, aż się za nie zabiorę, ale całe wakacje, więc wreszcie się doczeka (muszę najpierw przebrnąć przez stos książek, które czekają dłużej) :)
    Sama nie wiem co myśleć o tej książce, z jednej strony strasznie mnie do niej ciągnie, z drugiej boję się, że się zawiodę... a oczekuję dużo. Ale skoro tak dobrze piszesz o tej pozycji, zwłaszcza w pierwszym akapicie, to moje obawy są już mniejsze.
    W każdym razie, "Małe życie" musi pokonać bardzo wysoko postawioną poprzeczkę i choć w połowie zadowolić mnie tak jak "Achilles. W pułapce przeznaczenia" (którą naprawdę polecam, jeśli chodzi o literaturę LGBT). Oby była choć w połowie tak dobra, wtedy wrócę do niej nie raz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziel się później, czy książka spełniła wymagania. Ja podchodząc do czytania jej, myślałam, że trochę mnie zanudzi i ledwo co dotrę do końca (a osiemset stron połknęłam w trzy dni, wyłączając z tego przymusową przerwę, jaką sobie zrobiłam od książki). I dzięki za polecenie mi nowej pozycji, właśnie sfinalizowałam jej zamówienie. Już się nie mogę doczekać, aż ją dorwę. :)

      Usuń
    2. Właśnie też się tego boję, ale skoro mówisz, że nic takiego nie miało miejsca, to mnie uspokajasz :D
      Nie ma za co, mam nadzieję, że przypadnie do gustu i zakochasz się w niej tak jak ja. Miłego czytania! :D

      Usuń